Nie wiem, czy pamiętacie moje podsumowanie sprzed roku. Takie ładne było, podzielone na części, z wypisanym tym, co się udało, a co planuję. To chyba dobry pomysł na tworzenie podsumowań, prawda?
Ale tym razem tak dobrze nie będzie.
Dlaczego nie chce mi się podzielić mojego przepięknego podumowania na cześci, pogrupować i najlepiej przedstawić w formie wykresu? Bowiem miniony rok, i to w wielu dziedzinach, upłynął pod znakiem wzrostu tego, co rośnie zawsze. Entropii.
Ale może first things first, jak mawiają Francuzi.
Niewątpliwie ważnym, ba - najważniejszym, wydarzeniem z życia jak najbardziej prywatnego było wstąpnienie w związek małżeński z moją obecną Żoną. Po dwóch latach wspólnego mieszkania "zalegalizowaliśmy" (jak to się mówi) nasz związek - a mówiąc potocznie, wzięliśmy ślub. Tablica rejestracyjna auta, którym poruszaliśmy się tego dnia, mówiła, że jest to ślub roku - i tak było. W każdym razie dla nas:) Ceremonia była przepiękna (wiem, nie mi oceniać, ale wierzę na słowo innym), weselisko huczne i prawie do rana, więc jest co wspominać z minionego roku.
Ale nie zakończę podsumowania tym jednym zdarzeniem, w końcu coś jeszcze się działo.
Z rzeczy prywatnych - w domu pojawiła się Chrupka. Moje pierwsze zwierzątko. Stwór jest przekomiczny i choć nie jest to może najinteligentniejsze stworzenie, nie aportuje, nie łasi się i nie przypilnuje domu, ale trochę tresury udało się wdrożyć. Jest tylko jeden problem - podejrzewamy, że Chrupka może jednak być Chrupkiem...
To może jeszcze trochę osobiście - jeżeli pamiętacie, przed rokiem byłem pełen zapału do wdrażania GTD, zasad inwestycyjnych i temu podobnych. Niestety, na tym odcinku posucha. Okazało się, że nie potrafię sobie znaleźć odpowiedniego narzędzia do GTD, nawet zwykły kalendarz to dla mnie za dużo. Ale wynikało to z faktu, że miałem dwa kalendarze - papierowy i ten w Google. A one się cholernie trudno synchronizują… Na szczęście końcówka roku to m.in. nowy telefon z Androidem na pokładzie. Czyli dostęp do kalenarza Wujka G. cały czas. A poza tym - odkrywanie wszystkich plusów smartfona. Nie wiem, czy zamieniłbym się teraz na zwykły telefon.
W ramach rozwoju osobistego podjąłem wyzwanie 52 książek - czyli próbę przeczytania 52 książek w rok. Niestety, z tej próby nie wyszedłem zwycięsko - zabrakło mi dwóch pozycji. Niemniej z całą pewnością przeczytałem wielokrotnie więcej, niż przeciętny obywatel. Jeśli nałożymy na to jeszcze ilość moich wizyt w teatrze, wyrastam chyba na kulturalnego snoba. Ale taki snobizm to chyba nic złego. Wracając zaś do książek - przeczytałbym 52 spokojnie, gdyby nie trzy tygodnie podróży poślubnej, kiedy nie czytałem zupełnie. Ale za to sporo zobaczyłem, sporo zapisałem (taki pamiętnik z podróży powstał) no i po raz pierwszy opuściłem Europę. Ba, za jednym zamachem zaliczyłem Azję i Afrykę!
Pora na odejście od Bartka i rzut oka na MrCichego, czyli co tam czyniłem w sieci. Po pierwsze - założyłem dwa nowe blogi, w tym ten. Trzy blogi do ogarnięcia - może sporo, nie wiem. Wiem jednak, że to, co miało mi pomóc w uporządkowaniu mojej działalności blogowej, było kolejnym przejawem wzrostu entropii. Zamiast publikować często na trzech - nie publikowałem prawie wcale na żadnym. Niejakim wyjaśnieniem tego faktu jest debiut usługi Google Buzz i moje całkowite wsiąknięcie w pisanie i dyskutowanie właśnie tam. Można pisać więcej niż na Blipie, ale nie ma tej strasznej, socialowej otoczki jak na FB (i nikt nie reklamuje zbierania kukurydzy ani nie zachęca do dołączenia do jego mafii). Tam się dyskutuje - ale spokojnie, z szacunkiem, nawet jeśli ma się wielce odmienne zdania. Polecam gorąco!
Zazwyczaj przy wspominkach mówi się też o tych, których zabrakło. Dla mnie sporym ciosem był koniec Cytadeli - rewelacyjnego blogu o astronomii. Nie wiem, co się dzieje z Finwe, autorem tego bloga, ale mam nadzieję, że jeszcze wróci. Bo Cytadelę można umieszczać w dowolnym zestawieniu rzeczy wartościowych w sieci. Także kolega Slawkas wykręca się niemocą twórczą i jest go mniej, niż kiedyś. Niestety. Matriks zasugerował powrót - i nic. Moralny też. Ech, gdzie te czasy...może prawdę powiedział ktoś na Blog Forum, że blogi umierają?
Muszę wspomnieć o tym, że w minionym roku pożegnaliśmy - i to chyba na dobre - Wesołego Terrorystę. Po trzech latach prowadzenia bloga pan WT stwierdził, że nie ma już nic do napisania. A ja stwierdziłem, że jakiekolwiek próby przeszczepiania czy reaktywacji tego projektu chyba nie mają sensu. Polityka, zwłaszcza polska, mnie męczy. Odkładam więc WT do pudełka po butach. I pozwalam mu odjechać na tę magiczną farmę, gdzie trafia każde stare zwierzę czy alter ego blogera.
Tak to wyglądało. Z pewnością coś pominąłem. Trudno, najwyżej wspomnę w komentarzach. Ale 2010 już za nami...
Jakie plany na 2011? Biorąc pod uwagę fakt, że z poprzedniego roku niewiele planów udało się zrealizować, chyba rozsądnie będzie odpuścić sobie ten element. Z drugiej strony - ubiegłoroczne postanowienia poczyniłem w kwietniu, wiec mam czas. Jedno jest pewne - powoli, krok za krokiem, pokonam entropię. Niektórzy z Was już pewnie wiedzą o pewnych moich działaniach. Ale wszystko w swoim czasie. To wymaga czasu i energii. I tego sobie - i Wam - życzę na najbliższe 12 miesięcy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz