16 listopada 2010

Nowy telefon – HTC Tattoo

Po licznych bojach, głównie z samym sobą, postanowiłem wymienić telefon. W końcu po czterech latach wiernej służby mój SE K300 ma chyba prawo do emerytury. tym bardziej, że zdarzało mu się zawiesić, a i mbooków nie czytał wszystkich. Swoją droga – mój poprzedni telefon, Alcatel OT 500, też miałem jakieś cztery lata. Jakaś tradycja?

Wierny marce – i pełen niechęci do “sprzętu budowlanego” z Finlandii, wierzący jednocześnie, że LG robi dobre lodówki, a Samsung telewizory, ale nie telefony – zacząłem szukać pośród Sony Ericssonów. Wahałem się pomiędzy modelami Naite i Elm. Oba całkiem fajne, oba zgrabne, oba przeczytałyby dowolnego mbooka. Ale ponieważ w tak zwanym “międzyczasie” Żona wymieniła również swój telefon na budowlaną Nokię 6303i – za podszeptem różnych życzliwych ludzi, też i ja zacząłem się przyglądać produktom z kraju nazwanego na cześć wódki. Zacząłem skromnie, od modelu 2700, aby prześlizgnąć się niepostrzeżenie do modelu 2710 (bo ma GPS). Wizja GPS (na zawsze darmowego w modelach Nokii) rozpaliła moją wyobraźnię do tego stopnia, że nawigacja satelitarna zaczęła mi się jawić jako obowiązkowe wyposażenie mojego przyszłego telefonu. Stąd pojawiła się w rozważaniach dotykowa (a przecież szukałem czegoś klasycznego!) 5230. Ale nie miała Wi-Fi, tak jak Elm… Na tapecie pojawił się model E52 – który niestety nieznacznie przekraczał mój budżet. Poszukiwania utknęły w martwym punkcie…

I wtedy zwróciłem swe oczy ku temu, co pociągało mnie od dawna. Telefony oparte na Androidzie. HTC, konkretnie (bo na SE z Androidem stanowczo nie było mnie stać, a LG czy Samsung robią pralki i radiomagnetofony…). Siostra z powodzeniem korzysta z Wildfire i sobie chwali system. Pomocą i radą przy wyborze służył mi też Tomek, posiadający Magica (wielkie dzięki!). Rzut oka do sklepów, na Allegro – i kupiłem HTC Tattoo.

Dziś poczta dostarczyła mi to cudeńko. Mam nadzieję, że nie będę miał problemów ze zrozumieniem instrukcji obsługi i wkrótce zacznę wykorzystywać wszystkie jego funkcje. A jest ich kilka – obowiązkowy GPS, przyjemne Wi-Fi, ekran dotykowy (jak szaleć, to szaleć…) no i Android ze swoim Marketem.

Tak więc trzymajcie kciuki, abym się nie zniechęcił na starcie:) A jak przyjrzę się telefonowi z bliska, to oczywiście napiszę o nim kilka rzeczowych słów na moim blogu z recenzjami.