Pamiętam bardzo dobrze, kiedy dostałem pierwszym cukierkiem od… Nie, jeszcze raz.
Pamiętam jak przez mgłę, jak odkryłem Flickra. Ot, skacząc po sieci (prawdopodobnie w poszukiwaniu obrazków o treściach niedozwolonych dla osób poniżej 18 roku życia) trafiłem na niesamowite składowisko zdjęć i grafik tworzonych przez ludzi z całego świata. Zdjęcia były na różnym poziomie, ale można było je przeszukiwać po tagach, miejscu zrobienia, modelu aparatu. Do tego można było się nimi chwalić przed innymi – i choćby zdjęcie było niedoświetlone, rozmazane i przedstawiało martwą muchę, i tak znalazłby się ktoś, kto napisałby “beautiful shot”.
Stwierdziłem, że to coś dla mnie. Moja próżność może zostać mile połechtana.
Oczywiście nie jestem z tych, co płacą w sieci za cokolwiek, co można otrzymać za darmo, więc nie zawracałem sobie wykupieniem konta “pro” – nawet wtedy, gdy dolar był tani jak barszcz. W końcu – mieć 25 USD, a nie mieć 25 USD, to razem 50 USD.
A jest to płatne każdego roku.
Nie doczytałem niestety, że w takim wypadku ilość wyświetlanych zdjęć zostanie ograniczona do 200. Słabo. Tym bardziej, że planowałem wykorzystać Flickra do przechowywania zdjęć wyświetlanych w blogu. Ba, niektóre nawet użyłem.
No więc postanowiłem ostatnio nieco zmienić wykorzystanie Flickra. Wykasowałem wszystko, co tam było (dlatego prawdopodobnie sporo fotek w starszych notkach będzie niedostępne – zwłaszcza w notkach skopiowanych z bloga Wolne Miasto) i postanowiłem wrzucać jedno zdjęcie dziennie (z tym wrzucaniem codziennie to się zobaczy…różnie to bywa). Nie mówię, że to będzie zdjęcie zrobione danego dnia. Mam zamiar umieszczać wiele (bardzo wiele) zdjęć historycznych.
A zdjęcia na bloga planowałem przechowywać w usłudze Windows Live – 25 GB piechotą nie chodzi i niech się Picasa schowa… Była kiedyś jakaś usługa oferująca 1 TB, ale coś ją “znikło z sieci”.
A dodatkowo, żeby to “jedno zdjęcie dziennie” nie było tak bez sensu, z prawej strony, nad blogrollem, możecie znaleźć widget, wyświetlający pojedyncze zdjęcie, które ostatnio załadowałem. Nie ma sensu zakładanie jakiegoś osobnego fotobloga (no, może nie w tej chwili – może kiedyś pomyślimy), a że fotografowanie lubię, to się będę chwalić;) Początkowo będą to stare zdjęcia, które zrobiłem jeszcze w poprzedniej pracy, jak sporo podróżowałem po kraju. Teraz nie podróżuję prawie wcale, ale zdjęcia robię. Najwyżej będę monotematyczny i będę Was męczyć fotkami Gdańska i Sopotu…
[EDIT: ponieważ doszły mnie słuchy, że nie wszyscy wiedzą, jak trafić na mojego Flickra, aby zasypać mnie “komciami” jakie to “sweetaśne focie” robię, oto trzy sposoby trafienia tam, gdzie chlubię się swoimi kadrami:
- klikając na ową fotkę w widgecie po prawej
- klikając na logo Flickra z prawej strony pod wklejką Blipa
Pewnie można jeszcze jakoś trafić poprzez Facbooka albo Flakera, ale te trzy sposoby chyba są wystarczające…]
Zaczynamy od starej fotki z poznańskiego dworca. Brzydkie, odrapane, ale coś w sobie ma…
PS: niedawno odkryłem coś nowego…polski serwis fmix.pl – wszystko wskazuje na to, że nie ma w nim żadnych limitów. Może wykorzystam go do przechowywania kopii moich zdjęć? Póki co – zamieściłem tam kilka albumów. Jak przyjrzę się bliżej temu rozwiązaniu, może to właśnie tam będę trzymać zdjęcia blogowe? Bo aż mi się nie chce wierzyć, że tam nie ma żadnych limitów… Wtedy Windows Live byłby składnicą plików wszelakich, a fotki byłyby w niepublicznym katalogu na fmix.pl. Plus – na fmix.pl mógłbym trzymać katalogi zdjęć ze spotkań, wypraw itp. Macie jakieś doświadczenia z fmix.pl?
Foto: msc-ρңσtσđєѕіg� � na licencji CC.
na ja też bywam na flickrze, i też nie mam konta pro.
OdpowiedzUsuńale szczerze mówiąc, też póki co nawet nie myślę o koncie pro.
i mnie brakuje czasu na dodawanie zdjęć.
a z picassą jakoś się nigdy nie polubiłam.
a osobiście też bardzo lubię: http://pixdaus.com/
OdpowiedzUsuńtutaj jest dużo fajnych obrazków na tapety.
To od wszystkich, którzy maja konto na Flickrze - macie okazję wejść na stronkę moich fotek i pododawać mi "komcie" w stylu "$weetaśna FoCciA***^-^". Nie, ja jednak nie umiem pisać pokemonami...
OdpowiedzUsuńTen cały Pixdaus to ma takie ładne, artystyczne wręcz fotki. Ja takich nie robię. Tak więc dzięx, ale nie:)
no właśnie tym dzięx to wyszło ci pokemonowato ;-)
OdpowiedzUsuńja tam czasami zaglądam, ale gubie się:)
OdpowiedzUsuńJa tam się nie znam, ale zawsze się cieszę, jak ktoś się nawraca od tych g. usług - Ty to możesz nie pamiętać, ale 2 lata temu była taka trochę dyskusja u mnie na blogu na ten temat, i picassy m. im. ... ;)
OdpowiedzUsuńZ W. Live też nie wróżę Ci sukcesów, miałem to wiem, ale niech tam. A nie próbowałeś tak po ludzku, jakiegoś chomika? Albo od razu zrobić ten nieunikniony krok i wykupić sobie choćby malutki serwerek? Zawsze co zdjęcia u siebie, to u siebie, i blog byś postawił niezależny, a nie jakaś opcja na złoto w cudzym magazynie.
@Beata: ale gdzie się gubisz? W moich zdjęciach się nie zgubisz - dziś do końca dnia będzie tam jedno, góra dwa zdjęcia:)
OdpowiedzUsuń@veronica: no co Ty, "dzięx" jest pokemonowate? To nie wiedziałem, ja tak zawsze piszę... Jestem pokemonem:)
OdpowiedzUsuń@Slawkas: zaskoczę Cię, ale doskonale pamiętam tamtą dyskusję:) I Twoją niechęć do Googla. Ja tam Wujka G. lubię, ale nie będę Cię nawracać, bo wiem, że dla tego wyznania jesteś stracony:)
OdpowiedzUsuńW.Live ma 25GB - wystarczy na przechowywanie jakichś drobiazgów. A że ja w sieci potrzebuję tylko miejsca na fotki do bloga oraz ew. na jakieś fotki do chwalenia się (może z czasem na jakieś PDF czy XLS, jak zacznę pisać "profesjonalne blogowe raporty i opracowania"), to takie zabawki mi wystarczą. No i intryguje mnie ten fmix...
Własny serwer - może kiedyś, nie pociąga mnie to. Jakoś blog w Bloggerze mi wystarcza - a jak sobie pomyślę, że na własnym serwerze to jeszcze trzeba się bawić z szablonami itp...nie, jakoś nie mam czasu:)
hm no to dzięx jest dla mnie dresiarskie.
OdpowiedzUsuńnie trawię też "nara".
hm, owszem nie pamiętam żadnej dyskusji ;-)
ja jak wspomniałam się z picassą nie polubiłam, coś nam nie wychodziło.
ostatnimi czasy obrazki na bloga trzymam na pingerze, ale na dłuższą metę, to chyba nie jest dobre rozwiązanie.
obecnie jakoś tak się zadomowiłam na góglach- i poczcie gmailowej i bloggerze, ale nie sądzę, żeby to było rozwiązanie przyszłościowe.
zgodzę się ze sławkasem, że kawałek serwera jest rzeczą fajną- np. w poprzednim korpo miałam dostęp no i to było to.
z drugiej zaś strony myślę sobie, że póki gógle dziala tak, że nie mam jakichś zastrzeżeń, to żadnych rewolucji nie będę urządzać.
zgaduję, że sławkasowi chodziło o to, żeby się nie uzależniać od jednej opcji: ale to się tyczy wszystkiego.
i choć teraz jestem na co dzień dzieckiem windowsa, staram się co jakis czas przesiadać na linuxy a nawet macosy.
zresztą nawet na co dzień używam macosowej myszki.
a pamiętacie jeszcze czasy windowsa 3.11 albo dosa?
"dzięx" raczej nie jest pokemonowato, koz pokemones nie potrafią zapisywać głosek nosowych.
OdpowiedzUsuń@Cichy - sprawdziłem, nie pamiętasz :)
@veronica.szd: zgadza się, nie mapmietasz.
O DOS to się uczyłem na jakichś tajnych kompletach w pracy, ale pamiętam, że nic nie rozumiałem. 3.11 to mogłem widzieć, ale nie wiedziałem na co patrzę, bo z kolei pamiętam wielką wrzawę w mediach, jak była premiera W 95. Nic mi to zresztą wtedy nie mówiło, dopiero kilka lat później to był mój pierwszy OS.
Hej, a Tobie dziadzio o tym opowiadał? ;)
dziadek ernset to opowiadał jak u nich na wsi były chałupy kryte strzechą, i że jak za mocno nachajcowali w piecu, to wychodzili popatrzeć, czy przypadkiem iskry za wysoko nie poleciały...
OdpowiedzUsuńi w ogóle pełen szacun dla dziadka ejścika, że się właściwie odnajduje w tej rzeczywistości: może nie do końca wie o co biega w internetach, ale komórkę odbierze.
tego 3.11 nie lubiłam, bo nie do końca rozumiałam drzewo katalogów.
dos nie był taki straszny, fajne zabawy można było w nim urządzać- choćby puszczanie gwiazdki.
i bardzo lubiłam dosowe podręczniki.
a poza tym rzucałam wszystkich na kolana, bo umiałam pisać z polskimi literami - za pomocą skrótów klawiatury :-pff
@Szpiegowsky: dresiarsko? To mnie ubodłaś... Podeprę się zdaniem Slawkasa, że to z pewnością nie jest pokemonowate. Dresiarskie też być nie może, bo dresiarze nie potrafią dziękować.
OdpowiedzUsuń"Nara" mi się podoba, ale ja mam jakieś skrzywienie na punkcie Japonii. Bo to skrót od "sajonara", prawda?;) (koleżanka z pracy nawet mówi "see you nara")
DOS - lekcje informatyki w podstawówce. Poezja. Nawet raz na jakiś czas taka wiedza może się przydać, jak człowiek wie, co znaczy "cd" albo "cd.." - ale wrócić do tamtych czasów to bym nie chciał. Ani tym bardziej do czasów, gdy moją siostrę na informie uczono Basica...
@Slawkas: sprawdziłem - pamiętam:)
OdpowiedzUsuńNie wierzysz, że pamiętam? Krytyczny wpis względem Wielkiego Dobrego Googla umieściłeś 06.04.2008 ("Google już dziękujemy"), choć już w marcu wyrażałeś rozczarowanie usługami tej firmy ("Google to katastrofa) - oba te wpisy były fragmentem jakiejś międzyblogowej dyskusji, o ile dobrze pamiętam:) Krótką notkę skrobnąłeś także 08.04.2008 (Google vaek) - i właśnie ten dzień jest istotny dla naszego śledztwa. A konkretnie to dzień wcześniejszy:) 07.04.2008 opublikowałeś dość długi artykuł zachwalający Linkuksa ("O linuksie, ideologii i przyjaźni") - i czy pamiętasz, kto ten tekst wykopał, sprowadził Ci na głowę lawinę fanboy'ów pingwinka, a potem nawet przeprosił?
To jak - pamiętam? Pamiętam:)
Ładny przegląd. Rozmarzyłem się. Poleciałeś po jakimś tagu? I ta draka z Linuksem. To było fajne. Rzeczywiście TY się pojawiłeś jakoś w tamtym czasie. Ale o Picassie było wcześniej... No, nie pamiętasz, mówię Ci :)
OdpowiedzUsuńNo więc wszystko wskazuje na to, że pojawiłem się u Ciebie z końcem lutego 2008, gdy podawałeś przepis na instalację favicony w Bloggerze ("Favicon na Bloggerze") - co ciekawe, wtedy byłeś jeszcze dość pozytywnie nastawiony do Google, podobały Ci się Analytics, pisałeś na Bloggerze...a ja spytałem Cię, czy można trzymać faviconę na Picasie (wtedy były z tym problemy, dziś jest o wiele prościej). W swojej odpowiedzi powiedziałeś, że na Picasę się obraziłeś. A konkretnie - obraziłeś się dokładnie miesiąc wcześniej ("Zmiana właściciela bloga na Bloggerze"), kiedy to dowiedziałeś się, że desktopowa Picasa przeszukuje Twój komputer w poszukiwaniu fotek (pssst, można to wyłączyć, jakby ktoś się przestraszył). I wtedy to chyba się pierwszy raz zdenerwowałeś na Googla. Miesiąc przed tym, jak po raz pierwszy ZABRAŁEM GŁOS JAKO JA (może wcześniej zabierałem anonimowo, nie pamiętam) na Twoim blogu. To co - mogę pamiętać?;)
OdpowiedzUsuńA znaleźć notki było szalenie łatwo - ponieważ pamiętałem (!), co w nich było, użyłem Googla...:)
Ha, sprawdziłem! Pamiętałem, że dzięki Tobie dowiedziałem się o Portable Apps (dziś korzystam z niektórych, a posty na tego bloga piszę w przenośnym Windows Live Writerze, o którym złego słowa nie powiem zbyt często). A o aplikacjach portable pisałeś jakiś miesiąc wcześniej, niż obraziłeś się na Picasę. Panie Kolego - ja wszystko pamiętam:)
OdpowiedzUsuńcichy: niektóre portable są must have :-)
OdpowiedzUsuńhm, wygląda na to, że będę musiała na poważnie pozgłębiac archiwa blogów :-)
cichy: niektóre portable są must have :-)
OdpowiedzUsuńhm, wygląda na to, że będę musiała na poważnie pozgłębiac archiwa blogów :-)
No cóż, niektóre są po prostu przydatne, inne mam dla testów. Miałem napisać kilka recenzji programów portable, których używam. Ale jakoś mi się nie udało...
OdpowiedzUsuńz założenia mi się to nie podoba chociaz wiem, że nie mam racji:)
OdpowiedzUsuńCichy, oprócz zdjęc jest tam jeszcze kilka jakichś informacji:) czasami zakodowane:) lub w obcym języku:)
OdpowiedzUsuńsamo flickr - jak go czytac po polskiemu denerwujący jest:)
Toteż sugeruję Ci, Beato, skupianie się na zdjęciach. Li i jedynie:) A jeśli coś Ci się nie podoba, to mam nadzieję, że to nie są moje zdjęcia...
OdpowiedzUsuń@beata
OdpowiedzUsuńale flickr całkiem fajny jest ;-)