Co tu dużo mówić – w końcu plener fotograficzny to nie jest coś, o czym się mówi. To jest coś, co się pokazuje, prawda? Niemniej pozwolę sobie na kilka słów…
Na dziesiątą edycję Photoday – imprezy organizowanej przez MM Trójmiasto – dostałem się w sposób nietypowy. Redakcja wysłała mi mailowe zaproszenie, w którym dawała mi możliwość wzięcia udziału w plenerze bez konieczności rejestracji. Jest to taka forma wyróżnienia dla zasłużonych współpracowników portalu oraz – że tak nieskromnie podkreślę – wpływowych blogerów (to fragment dla Ciebie, Veronica). Skoro ktoś docenia człowieka, niegrzecznością byłoby z takiego honoru nie skorzystać. Wyposażony w pożyczony aparat, prosto z pracy, stawiłem się pod halą widowiskowo – sportową na granicy Gdańska i Sopotu.
Z tego miejsca chciałbym podziękować serdecznie MM Trójmiasto za możliwość uczestniczenia w Photoday’u bez stresu przy rejestracji i postaram się w przyszłości nadal tak pracować, aby zasłużyć na kolejne oferty z Waszej strony:)
Od jakiegoś czasu mieszka z nami pewne maleństwo. Od przeszło miesiąca mamy w domu pewien drobiazg, który trzeba karmić, poić – o który trzeba, mówiąc w skrócie, dbać. W połowie marca wróciliśmy do domu, przynosząc ze sobą małą, bezbronną istotkę.
Nie ma co ukrywać – od miesiąca w naszym domu słychać tupot małych nóżek…
I szelest granulatu. Panie i Panowie, oto Chrupka Svensson.
Dlaczego Chrupka? To dobre imię dla świnki morskiej, zwłaszcza takiej, która je wszystko. Łącznie ze swoim domkiem. Ktoś, kto zna dźwięk małych ząbków skrobiących po drewnie (albo suchej bułce – to dopiero odlot!), ten zgodzi się ze mną, że Chrupka jest znakomitym imieniem. Tu pewna uwaga – imię Chrupka wymyśliliśmy dość dawno temu i pierwotnie miało ono przypaść wiewiórce. Ale że o udomowioną wiewiórkę trudno, a imię nie mogło się zmarnować…sami rozumiecie.
Skąd Svensson? Przede wszystkim dzięki skeczowi pewnego polskiego kabaretu (akurat nie mogę znaleźć na YouTube) – historyjka opowiadała o wiosce Wikingów, gdzie każdy miał na nazwisko Svensson właśnie. A czemu nasza świnka dostała nazwisko w stylu skandynawskich wojowników? Bo sądziliśmy, że to ukształtuje jej charakter, że będzie odważna i waleczna. Cóż, nazwisko sobie, życie sobie – okazało się, że postąpiliśmy tak, jak ci rodzice, którzy mają na nazwisko Kapuściewicz, ale swojej córce z wpadki dają na imię Wanessa albo Andźelika. A synka nazywają Kewin. Chrupka z odwagą ma tyle wspólnego, co z pływaniem drakkarem po morzu i łupieniem angielskich opactw, więc zastanawiam się nad jakimś bardziej adekwatnym nazwiskiem. Może francuskim?
Nie patrząc jednak na jej ciągłe podskoki i zrywy w kierunku domku (wystarczy, że w sąsiednim pokoju skrzypnie krzesło) jedno trzeba przyznać. Jest to bardzo pocieszne zwierzątko. I – tu wyznanie – jest to mój pierwszy zwierzak w życiu. Więc poznaję smak odpowiedzialności.
Sądzę, że w krótkim czasie pani Svensson zostanie gwiazdą sieci, więc przed Wami – premiera. Pierwszy filmik z Chrupką, który pojawił się na YouTube.
Umiejętność wskakiwania na dach domku nie jest przejawem zwinności, ale niebywałego wręcz tchórzostwa. Ale co robić? Dodatkowo film ten pokazuj jedną z głównych cech Chrupki – siankoholizm. Planujemy dla niej jakiś mały odwyk…
PS: wszystkich tych, którzy po pierwszych zdaniach spodziewali się notki o niemowlaku, muszę przywołać do porządku. Gdyby zaszła taka sytuacja, z pewnością poinformowałbym o niej w nieco bardziej kreatywny sposób. Moim ideałem jest tekst z pewnego anglojęzycznego bloga o Excelu, gdzie autor poinformował o ciąży swojej partnerki słowami “stworzyliśmy nową komórkę” (“We’ve created a new cell”). Genialne:)
Trwa żałoba narodowa. Miałem przygotowane dwie lekkie notki, ale teraz potrzeba wyciszenia, odrobiny refleksji nad kruchością życia i bezsensownością sporów. Teraz jest czas żałoby i przygotowań do pogrzebu. Kiedy się skończy – wróci tez mój blog.
W katastrofie zginęło dwóch Prezydentów Rzeczypospolitej, Pierwsza Dama, marszałkowie Sejmu i Senatu, posłowie, senatorowie, dowódcy wojskowi, najwyżsi urzędnicy ważnych instytucji państwowych, duchowieństwo różnych wyznań, krewni ofiar zbrodni stalinowskiej. Można się zastanawiać nad przewrotnością losu, który pozwolił im położyć się obok tych, którzy 70 lat temu ponieśli najwyższą ofiarę, abyśmy mogli dziś być tymi, kim jesteśmy. Ja – nadal nie potrafię w to uwierzyć, że tych wszystkich ludzi już nie ma między nami.